Tuesday, April 17, 2007

kew gardens na zdychającej baterii

dzisiaj w cyklu spacery po londynie zwiedzimy kew gardens.
właśnie zaczęliśmy w szkole nowy projekt, którego niewątpliwym bonusem jest kilkudniowy darmowy wstęp do wyżej wymienionego ogrodu botanicznego. niestety zapomniałam zabrać ze sobą specjalnie na ten dzień naładowanej baterii do aparatu, w wyniku czego większość zdjęć została zrobiona na chybił trafił, a w momencie kiedy zaczęło się robić naprawdę psychodelicznie (wielkie niebieskie połacie dzwoneczków, pawie chodzące grupowo w odległości metra ode mnie, drewniane rzeźby niedźwiedzia i borsuka), aparat przestał działać.
co nieco jednak uwieczniłam.






kwiaty o pięknych barwach i wzorach:





sympatyczne zwierzątka:





urocze miejsca (których atmosferę mój aparat oddał może w połowie):





Friday, April 13, 2007

parowozownia kościerzyna

dziś już trochę bardziej optymistycznie. wyprawa na kaszuby w ostatni wtorek do pani Ingi, która kiedyś prowadziła zakład fotograficzny, a teraz zajmuje się haftem ręcznym kaszubskim i nie tylko (mam szczęście być jej uczennicą ‘z doskoku’)

mój Tato bawi się starym aparatem wielkoformatowym ze wspomnianego zakładu:



odwrócony obraz na matówce:



uroczy eksponat z minionej epoki:



psy-słodziszki:



parowozownia koło dworca w kościerzynie, odwiedzona w strugach deszczu w drodze powrotnej:






Thursday, April 12, 2007

gdański misz-masz


1. staruszka w tramwaju odmawiająca na głos zdrowaśki (paradoksalnie, podobne sytuacje można czasem zaobserwować w londyńskich środkach transportu)

2. high-tech w gabinecie ginekologicznym, czyli ekran podłączony do kamery, pozwalający pacjentce obserwować przebieg badania

3. staruszka prosząca żeby kupić jej coś do jedzenia, która wspomina też coś o ścinkach wędlin jakie dostała w sklepie (uświadamia mi to, że niepokojąco często natykam się na to określenie w kontekście życia w polsce), na kilka dni przed wielkanocą

4. tunel w Gdańsku przy dworcu – staruszki sprzedające wełniane skarpety, koleś z podróbkami perfum sprzedawanymi wprost z czarnego worka na śmieci, rozglądający się czujnie za strażą miejska, studencki bard, brzydkie stragany pełne brzydkich ubrań

5. a jak już wizyta w ładnym sklepie z ładnymi ubraniami, to kilka sztuk odzieży kosztuje 500zł

6. ulice pełne nowopowstałych oddziałów banków, każdy ze swej witryny, lub przy pomocy wynajętych studenciaków, kuszący przechodnia łatwo dostępną pożyczką – jakby w odpowiedzi na powyższy problem

7. ‘każdy się ubiera tak, żeby się nie rzucać w oczy’ – złota (i prawdziwa) myśl Agatki

8. punkowo wystrzyżone ekspedientki sklepów z młodzieżową modą w madisonie jako malowniczy i rzadko występujący wyjątek od powyższej reguły

no i ta przyczepa-reklama na zdjęciu, zwyciężczyni konkursu na najładniejszy widok gdańska. oprócz niewątpliwych walorów estetycznych zafascynowała mnie też pomysłowość reklamującej się osoby - obiekt stał po prostu na parkingu - i musiałam ją uwiecznić w serii zdjęć.

Tuesday, April 03, 2007

wesołego alleluja!


wesołych świąt wielkanocnych, kolorowych pisanek, stada zajęcy i niegasnącego zachwytu nad rodzącym się z powrotem życiem

życzy ania szy.

zaległe foty z topienia marzanny w tamizie




tak moi drodzy. w porywie tęsknoty za odrobiną słowiańskiego kolorytu postanowiłam podzielić się z pragmatycznymi mieszkańcami wysp brytyjskich pradawnym obyczajem topienia marzanny. po wytłumaczeniu mojej zaskoczonej szefowej (angielka 8/) dlaczego jest to nieodzowne i dlaczego urywam się z pracy wcześniej, udałam się w środę 21 marca do pobliskiego battersea park, gdzie dokonałam skróconej wersji obrzędu (pomyślałam, że już samo zaśmiecanie tamizy marzanną kwalifikuje sie do mandatu, a cóż dopiero zaśmiecanie tamizy płonącą marzanną). ponieważ bałam się posądzenia o zachowanie antyspołeczne, usiłowałam zrobić to ukradkiem, w wyniku czego marzanna zaplątała się w krzaki i spadła na brzeg. czując mocno groteskowość sytuacji i przewagę marzanny, a zarazem zimy, próbowałam dyskretnie zepchnąć ją do rzeki statywem, ale zaczepiła się o mech na pochyłości brzegu. musiałam ją więc pozostawić przypływowi. i dlatego właśnie nie możecie tu dziś obejrzeć zdjęcia marzanny dryfującej tamizą. za rok chyba po prostu zrzucę ją z mostu.